Dlaczego ikona

Słowo ikonofila

                
Nie omyli się, kto powie, że bóstwo  jest w ikonie...                                             choć nie jest w niej przez zjednoczenie fizyczne

                                Teodor ze Studion

Cóż jest prawda? – pytał urzędnik Imperium o nazwisku Piłat. I umywał ręce od przelanej krwi Niewinnego. To pytanie jak cień szło za człowiekiem przez wieki historii. Sceptycyzm, co do istnienia stałej, ogniskującej świat Wartości, zwyciężył w końcu w cywilizacji zachodniej XX-ego wieku niemal totalnie. Manifestują to entuzjaści post-moderny promując aksjomat, że prawdy nie ma, jest prawd wiele (i wszystkie równoprawne). Jednak jeśli przyjmiemy ich założenie, to stwierdzenie typu prawdy nie ma, jest tylko wiele kłamstw per analogiam ma tę samą wartość logiczną i filozoficzną. Tylko czy ma tę samą wartość emocjonalną? Brzmi gorzej – brak politycznej poprawności. Tak oto fundamentem naszego bytowania jest kłamstwo! A najwyższym stopniem kłamstwa jest kłamstwo w sztuce. Sanktuarium sztuki będzie niedostępne dla tych, którzy Prawdę kochają bardziej od Piękna (Lord Paradox.).

Znaleźliśmy się daleko od Platona, od Rzymu: w wieku XXI, o którym Malroux pisał, że będzie religijny /myśl metafizyczny/  lub nie będzie go wcale. Opokę etyki stanowiła triada: Prawda, Dobro, Piękno. Niby równorzędnie, a jednak piękno zamyka stawkę. Piękno to byt w świetle prawdy otulony dobrem – tę moją definicję piękna nazwać można opisowo-sentymentalną. Ale pomyślmy       o hierarchii bytów i  nie zapominajmy o frazie Rilkego z Duinejskich elegii: Piękno to tylko przerażenia początek, straszliwy jest każdy anioł... –  i  te słowa nałożone na uprzednie nadają temu nazywaniu wymiar duchowy i ostrzegają,   że teraz poznajemy per speculum in enigmatae – jak pisze Paweł Apostoł – przez zwierciadło i w tajemnicy. Nasza cywilizacja to cywilizacja śmierci, cywilizacja  pieniądza (jako  ekwiwalentu wszelkich wartości), era Wodnika (New Age kontra Rybom czyli Chrystusowi). W tej aurze przemijają też artyści, przemijają pod presją tworzenia rzeczy nowych,  szukania  dróg innych niż zastane:

Najpiękniejszy jest przedmiot
którego nie ma
Nie utopił się w nim szczur (…)

Dekomponują więc człowieka wewnętrznego i naturalną przestrzeń, która ich otacza . Bogate kopaliny dzieł zastanych i mitów pozaczasowych, toposów i archetypów, niezwykle trudno współczesności przeżyć, ogarnąć i zrozumieć. Najtrudniej – pokornie akceptować. Nasza mentalność jest przesycona ciągłym strachem o jutro, zakotwiczona w ciągłych próbach bycia na bieżąco. Walczy się  o to, aby być nowatorskim, czy też> kreatywnym

W szczególności domena plastyki poddana jest chorobie wiecznego awangardyzmu, infantylnej niedojrzałości, prowokacji dla prowokacji,  formalnym eksperymentom, za którymi najczęściej czai się upiorna pustka czasów szpetoty i zbiorowej jałowości. Nastały czasy opisane w antyutopiach Witkacego i  Huxleya: – społeczność konsumentów własnych odchodów i garstki  artystów  tworzących tylko dla siebie i dla siebie nawzajem, których dzieła są hermetyczne dla umysłów grupy pierwszej. Zapomniano, że jak uczył Pseudo-Dionizy Areopagita rzeczy widzialne są obrazem niewidzialnych, że  obrazy świętych są emanacją Boga. Zapomniano, elementarnej prawdy, że sztuka, aby sztuką była, musi zachować harmonię  formy z treścią, że tworzy się dla treści przez formę, a nie dla osiągnięcia jakiegoś szczególnego efektu, wrażenia. Fakt, że istnieją Muzea Sztuki Współczesnej świadczy, że ta sztuka, aby sztuką była, musi być opatrzona przymiotnikiem. Nam wszystkim potrzebna jest:

Siła cichej modlitwy i miłości siła
I siła ślepej wiary 
                       /cytat z Anny Piwkowskiej/

Te trzy to wątek, osnowa i krosno ogólnej kultury pokory, która  cieszy się rzeczywistością, która sama się sama manifestuje. Ją trzeba zaszczepiać współczesnemu człowiekowi, aby uznał prostą prawdę, że nasza ojczyzna jest w Niebie, a tu żyjemy jak jednodniowe jętki. Z tej pokory może wyrosnąć synteza skończoności i nieskończoności, konieczności i wolności, nieba i ziemi, ciała i ducha. I wtedy człowiek (więc i twórca, artysta) może przez rzeczy cielesne dojść do ponad materialnej rzeczywistości jak opisywał to Jan z Damaszku: Oddajemy hołd Bogu, gdy czcimy księgi, dzięki którym słyszymy Jego słowa. Podobnie dzięki malowanym podobiznom oglądamy odbicie Jego kształtu cielesnego, Jego cudów i ludzkich działań. Uświęcamy się, przeżywamy pełnię wiary, radujemy się, doznajemy błogości, wielbimy, czcimy, oddajemy hołd jego kształtowi cielesnemu. I oglądając kształt cielesny docieramy myślą, jak tylko to jest możliwe, również do chwały Jego boskości. Ponieważ mamy podwójną naturę, będąc złożeni z duszy i ciała, nie możemy dotrzeć do rzeczy duchowych w oderwaniu od cielesnych. W ten sposób przez kontemplację cielesną dochodzimy do kontemplacji duchowej. W naszej epoce coraz mniej ludzi, którzy chcę oddać sprawiedliwość prawdzie, temu co jest, czyli rzeczywistości; tych co chcą być  heidegerowskim pasterzem bycia i nie wnoszą pretensji do tytułu – pana swego bytu.

Prawda jest zgodnością intelektu i rzeczy, kiedy to intelekt orzeka, że coś jest i to coś jest, lub że coś nie jest i faktycznie nie jest – tą definicję przytacza Św. Tomasz   z Akwinu jako cytat z księgi Izzaka Ben Salomna. Bardziej znana jest w wersji skróconej: Veritas est adaequatio intellectus rei – prawda jest zrównaniem (albo dostosowaniem) umysłu i rzeczy.


Prawda w sztuce jest inna, nie taką miarą uchwytna. Jej źródłem jest doświadczenie poetyckie (jakby pionowa chwila, gwałtowna jasność, umiejscowienie w czasie i przestrzeni tego, co Istotne najistotniej)                             i doświadczenie ludzkie twórcy chwytającego głębią serca sens ludzkich spraw, wymiar wartości, które decydują o pełni bycia człowiekiem. W  tych empiriach artysta niczego nie zmyśla, niczego nie kreuje ex nihilio, niczemu arbitralnie nie nadaje nazwy, ale jak w każdym przeżyciu poznawczym przyjmuje do wiadomości sens, wręcz go przyswaja  w postaci  wizji poetyckiej (niekoniecznie słownej), której źródłem jest bezpośrednia, pojęciowo nieukształtowana intuicja bytu, transparencja atemporalnej i ponadprzestrzennej metafory świata                  i człowieka. Pytanie o prawdę trudno stawiać dzisiaj: została zdetronizowana  jako wartość najwyższa. Wydaje się, że jednym z powodów jest pogląd na istotę poznania mający swe korzenie w epistemologii Locke`a, Hume`a i Kanta  Według niego poznanie jest tworzeniem sensu i nadawaniem znaczeń, co samo w sobie jest bądź niepoznawalne, bądź w ogóle pozbawione znaczenia. Skoro poznanie jest nadawaniem znaczenia, to konsekwentnie musi mieć inne kryteria prawdziwości. Według Dietricha von Hildebranda do detronizacji prawdy przyczynił się również historyzm, który głosił, że każda prawda jest tylko wyrazem epoki, oraz psychologizm uważający, iż wszelkie poglądy człowieka są tylko wyrazem jego struktury psychicznej To sprawiło, że prawdę uważano za wyraz życia podmiotu, za przejaw jego osobowości, a nie za sens bytu w sobie. Następstwem  był relatywizm i sceptycyzm, które przerodziły się w niewiarę w prawdę. Kolejnym bodźcem do rugowania prawdy z życia jest  konsumpcjonizm i  bezmyślny hedonizm, których powszechność jest przytłaczająca, a ich opozycyjność wobec problemów tego typu oczywista.
Jeżeli w imię twórczej swobody i konceptu, można Krzyż zanurzyć w moczu dla efektu kolorystycznego i nie tylko, albo z własnej pochwy wyciągać lalkę Barrby, to gdzie jest pole dla dyskursu z artystami, aż tak wyalienowanymi z ludzkiej rodziny?
Jeżeli gówno, kał, wydzieliny, krew na noszach stały się źródłem natchnienia dla sztuk, powiedzmy że wyzwolonych, to czymże, będziemy my – konsumenci tejże dziedziny ludzkiej techne po asymilacji  duchowej tychże wytworów?
Dlatego „coś stałego” –  ikona… nieśmiertelność niesiona z pokolenia na pokolenie, figura wieczności.